czwartek, 8 marca 2018

113

Powinnam napisać ten post jutro. Dlaczego? Bo dokładnie jutro licznik dni od przyjazdu i do wyjazdu się zrównają - to znaczy, że minęła już połowa mojego wolontariatu. To znaczy minie jutro. 
Tak, liczę dni. Mam odliczanie na telefonie. Włączyłam, jak przyjechałam. Włączyłam, ale nie wiedziałam jeszcze z jaką intencją - żeby patrzeć, ile jeszcze muszę tu wytrzymać? Czy może jak dużo jeszcze mam "wolnego" zanim będę musiała wrócić do szarej rzeczywistości? Właściwie nadal nie wiem, czy chcę, żeby kolejne 113 dni minęły szybko czy lepiej, żeby jednak trwały jak najdłużej...
Nie, nie zamierzam zostać tu na stałe. Na pewno będę chciała tu jeszcze przyjechać, ale raczej nie chciałabym tu mieszkać. Ten kraj, jak każdy, ma wady i zalety. Jednym z powodów, dla których nie byłabym w stanie zostać, jest temperatura. Wiem, że większość ludzi z Polski oddałaby wiele, żeby mieszkać w ciepłym kraju, szczególnie kiedy za oknem zima. Ja nie mogłabym pracować w kraju, w którym od marca do grudnia myślałabym o tym, czy może umrzeć z gorąca, czy jednak nie wychodzić z morza przez cały dzień. Albo o tym, dlaczego znów mam chore gardło przez klimatyzację (jeszcze nie mam, bo jeszcze nie chłodzę). Może bym się przyzwyczaiła, ale nie tym razem. Za dużo jeszcze mam w życiu do zrobienia, za dużo planów i pomysłów, żeby za długo zostawać w jednym miejscu. 
Dobra, pomarudziłam na to, że gorąco, to teraz czas na podsumowanie ostatnich 113 dni. 
Udało mi się zwiedzić trochę miejsc:
Część Jerozolimy - Stare Miasto (obeszłam je tyle razy, że nie potrzebuję mapy...), a tam Muzeum w Wieży Dawida, Ścianę Płaczu, Bazylikę Grobu Pańskiego, Ewangelicki Kościół Zbawiciela; poza Starym Miastem, ale nie daleko, byłam w Wieczerniku, Grobie Króla Dawida, Komnacie Pamięci Holokaustu, na cmentarzu, na którym pochowany jest Oskar Schindler (ten od Listy Schindlera), w Ogrodzie Oliwnym i Kościele Konania, na Górze Oliwnej; nieco dalej byłam jeszcze na Ben Yehuda street (to taki deptak) i Mahane Yehuda Market (taki market, prawie jak na Starym Mieście, tylko chyba w całości żydowski); z najdalszych części Jerozolimy odwiedziłam Muzeum Holokaustu Yad Vashem i Bibliotekę Narodową na kampusie Uniwersytetu Hebrajskiego. 
Betlejem - Grotę Narodzenia Pańskiego. 
Tel Awiw-Jafa - ale wrażenia na mnie nie zrobił... Bardzo hipsterskie miasto, do tego dość brudne, a wokoło mnóstwo ludzi o bliżej nieokreślonym pochodzeniu i intencjach... Za to deptak nad brzegiem morza jest całkiem ładny i Stara Jafa też. 
Massadę - to taka twierdza na górze, pisałam o niej w poście o kapciuszkach z króliczkami. 
Morze Martwe - nawet udało się wykąpać, chociaż nie było zbyt ciepło...
Kawałek Pustyni Negew, na wielbłądzie. 
Kfar Sawę - chociaż właściwie nic konkretnego tam nie ma, ale to dość przydatne miasto, kiedy jeździ się autobusami (można się tam przesiąść i iść do domu 3 kilometry zamiast 6).
Z najbliższych "atrakcji", byłam w Netanji (plaża lepsza niż w Tel Awiwie, ale nie wiele poza tym...); Tirze - arabskie miasto oddalone o jakieś 2,5 - 3 km, zależy gdzie się chce dojść. W sobotę można się wybrać na targowisko i kupić tanio wszystko; no i Tel Mond - miejscowość, którą znam już chyba na wylot (no dobra, nadal są miejsca, w których nie byłam, ale to i tak same jednorodzinne domki), a w centrum jest poczta, koszerny McDonald, Super-Pharm i dobre sushi. 

Nadal jednak lista rzeczy do odwiedzenia jest dość długa. Ma naście pozycji, ale część z nich to wyprawa na dłużej. Na liście jest między innymi Ejlat, Nazaret, Jezioro Galilejskie i okolice, Hajfa, Beer Sheva (miasto podobno założone przez Abrahama), Hebron (gdzie jest grób Abrahama), góra Hermon (najwyższy szczyt Izraela, podobno zimą jest tam śnieg), Qumran (tam około kilkadziesiąt lat temu odnaleziono zwoje datowane na 2000 lat temu; większość tych zwojów i tak jest w muzeum w Jerozolimie, ale to nic). Jak dobrze pójdzie, to może odwiedzę jeszcze Górę Synaj w Egipcie i Petrę w Jordanii. 

Co do hebrajskiego, to idzie powoli... Umiem bardzo podstawowe słowa i zwroty - podstawowe dla mojego wolontariatu tutaj, znaczy umiem powiedzieć "siadaj", "wstań", "jedz", "pij" i zapytać, czy ktoś chce iść na spacer albo wracać do domu... No dobra, teoretycznie umiem trochę więcej, ale nie na tyle, żeby się dogadać. Sporo rozumiem, bo w końcu od 113 dni słyszę podobne zdania. Mam jakieś pojęcie ogólne o tym, jak wygląda ten język, więc nauka i tak jest ułatwiona. Co prawda tracę nadzieję na szybkie nauczenie się dobrze hebrajskiego, kiedy patrzę na ukraińców/białorusinów, którzy przyjechali kilkanaście (albo 25) lat temu do Izraela i nadal mają bardzo silny rosyjski akcent jak mówią po hebrajsku, a ostatnio jeden z pracowników powiedział, że rozumie tak 60% tego, co jest w telewizji. Nie wiem jednak, czy uczył się jakoś "na poważnie" czy tylko "w praniu". No zobaczymy. Z akcentem mam trochę łatwiej niż rosyjskojęzyczni, bo polski jest twardszy niż rosyjski i łatwiej jest dobrze wymawiać głoski. Ale nigdy chyba nie nauczę się wymawiać gardłowo "z" (to przynajmniej umiem zrobić, ale jest nienaturalne) i "r" (nawet nie wiem, jak ułożyć usta i wszystko, żeby tak zrobić...). Niestety nadal znam mało słówek i jeszcze nie pamiętam do końca gramatyki, ale na szczęście sporo jest podobieństw do języka polskiego, więc nie ma tragedii. Są nawet słowa pochodzenia polskiego (albo bardziej rosyjskiego, ale u nas też używane) np. balagan. Oznacza dokładnie to samo, co u nas. Na gramatykę i niektóre polsko/rosyjsko brzmiące słowa mogło mieć wpływ to, że typ, który tworzył współczesny język hebrajski, Eliezer ben Yehuda, był białorusinem. 

Z przeżyć "religijnych", jeśli mogę to tak nazwać, byłam na szabatowej kolacji u żydowskiej rodziny, zdarzyło mi się również być na Brit Mila, czyli ceremonii obrzezania w 8. dniu życia chłopca. Przeżyłam tu Chanukę i Purim. Czeka mnie jeszcze Pesach i Szawuot. Ale o tych kwestiach chyba rozpiszę się w innym poście. 

Sporo się wydarzyło przez te 113 dni, a w planach jeszcze więcej na kolejne 113. Mam nadzieję, że uda się zrealizować jak najwięcej planów. Najwyżej będę musiała tu wrócić i dokończyć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz