poniedziałek, 26 listopada 2012

Czy tylko ja mam takie plany?

Jako że ostatnio nie piszę jak nie mam nic do napisania, to pojawiam się dopiero teraz.
Od pół roku mam oficjalnie przybocznego (no dobra, jutro będzie równe pół roku). Co prawda rozkaz był tylko potwierdzeniem stanu faktycznego - coś jak zaznaczanie na fejsbuku "w związku" jak się już z kimś jest ;)
Patrząc na to, co przez to pół roku się wydarzyło i pozmieniało w drużynie, to aż ciężko uwierzyć, że to tylko tyle czasu. Niesamowity obóz pół-wędrowny, powstanie pionu starszoharcerskiego o pewnej odrębności (i pięknych chustach, o których HS-y na razie tylko słyszały) i nabór do niego, powstanie nowego zastępu zastępowych, zastępy zaczynają działać, zbiórka drużyny raz w miesiącu i wymyślanie wszelkich możliwych sposobów uzyskania pieniędzy na działalność drużyny... A do tego plany - szykuje się niezły biwak robiony przez naszych zastępowych, świetne zimowisko, obóz w wersji hard (w pełni wędrowny, o ile znajdziemy kierownika, ale nie będę zdradzać na razie szczegółów, bo jeszcze się nie uda...). Między tym wszystkim jeszcze to, co najważniejsze - rozmowa. Dużo. I to co tylko troszkę mniej ważne, a często zapominane - metodyka.
I znów będzie o metodyce. Rok i 6 dni temu powstał pierwszy wpis na tym blogu, dotyczący właśnie pracy w metodykach i młodej kadry (jakby ktoś chciał przeczytać to klik tutaj).
Dziś trochę inaczej, dziś o stanie faktycznym, moich planach i plotkach (które, mam nadzieję, mają jak najmniej prawdy w sobie, ale obrazują negatywne, moim zdaniem, przykłady).
No to jest tak. Aktualnie w drużynie mamy 18 osób. W niektórych środowiskach to mało, w niektórych dużo, u nas akurat chwilowo jest to szczyt ilości aktywnie działających osób. Chwilowo większość to pion SH (10 osób).
Najstarsze nasze "dzieci" są w drugiej klasie gimnazjum, czyli mają po 14 lat. Są zastępowymi zastępów harcerskich (no, dwójka jest, trzecia nie, ale kto wie, co się stanie... ;) ). W innej drużynie dziewczyny w ich wieku są przybocznymi - to akurat fakt, nie plota. Nasi o tym oczywiście wiedzą. Można by się spodziewać po nich reakcji takiej: "No jak to, one są przybocznymi, a my nie możemy? Ale głupio!". Ale nie, oni sami stwierdzili, że nawet by nie chcieli, bo to za wcześnie. No właśnie, jeszcze co najmniej rok do tego, żeby dostać zieloną beczkę próbnego przybocznego. Na razie uczą się jak zorganizować biwak, wszystko z naszą pomocą, podpowiedziami i czuwaniem, żeby w razie czego wszystko ratować na ostatnią chwilę. Na szczęście na razie się na to nie zapowiada.
A tu negatywny przykład z ploty - drużynowa każe przygotować przybocznym w wieku 16 i 15 lat samodzielnie zimowisko i całkowicie im to zostawia, nie interesuje się. Dodatkowo zaczyna myśleć o przekazaniu drużyny, bo przecież ma już prawie 19 lat i od dwóch prowadzi drużynę i przyszedł czas na działanie w hufcu. Koniec plotki. Mam nadzieję, że nie prawdziwa, ale nie znam sytuacji. Ale nawet jeśli nie prawdziwa, to ładnie obrazuje to, czego być nie powinno.
Dalej to już może o planach. Nie spodziewam się oddać drużyny wcześniej niż za trzy lata. Nie wiem jeszcze dokładnie kiedy i komu, wiele zależy od tego, czy będzie na to gotowy/a. I za trzy lata przy SP10 będzie działał szczep, z pełnym ciągiem wychowawczym - gromadą, drużynami harcerską, starszoharcerską i wędrowniczą.
A dla dzieciaków będzie normalne, że:
- zuch na przełomie III i IV klasy idzie do drużyny, a nie "chce zostać w gromadzie" (nie-plota)
- harcerz na przełomie podstawówki i gimnazjum idzie do drużyny starszoharcerskiej, a nie zostaje przybocznym (kolejna nie-plota)
- harcerz starszy zostaje wędrownikiem i ewentualnie zaczyna swoją przygodę z kadrowaniem, "nie da się" zostać przybocznym jako HS (ewentualnie próbnym pod koniec wieku SH)
- stopnie harcerskie zdobywa się w wieku, dla którego są przeznaczone i "nie da się" inaczej
- "nie da się" też otworzyć próby na naramiennik przed skończeniem gimnazjum, a HO przed zdobyciem naramiennika
- samarytanka/ćwik to stopień, na który można ewentualnie pomóc w imprezie szczepu czy drużyny, a nie zorganizować hufcową (no i następna nie-plota), a ten stopień to nie "małe pwd" polegające tylko na organizowaniu czegoś dla innych i zdobywaniu uprawnień
- 16 lat to nie jest idealny wiek, do otwarcia pwd - można, ale po co?
- drużynowy/przyboczny nie robi imprez hufcowych (a przynajmniej nie każdą możliwą i w całości, czasem jakąś część - ok, przecież trzeba się tego kiedyś nauczyć) - przecież zajmują się tym instruktorzy hufca (namiestnictwa, szczepu), którzy oddali już swoje drużyny.
- drużynę prowadzi instruktor, nie samarytanka/ćwik (nie-plota), ewentualnie osoba, która kończy już zdobywanie swojego stopnia instruktorskiego
- na kurs drużynowych idzie się mając 16 lat i IV stopień, a nie 14 lat, II stopień i podobno otwarty IV
- po HO zdobywa się HR i jest to taki sam stopień, jak każdy inny

No, to się rozpisałam. Tak na podsumowanie... Nie przyspieszajmy rozwoju naszych harcerzy, bo zrobimy im tylko krzywdę - szybciej zaczną, to szybciej skończą, bo im się znudzi. A jeśli będziemy co raz bardziej obniżać wiek drużynowych, to w końcu okaże się, że teraz "drużynowym" jest osoba, którą jeszcze niedawno nazwałoby się zastępowym. Zacznijmy w końcu trzymać poziom wysoko, a nie obniżać go jeszcze mocniej... Ale! Nie przeginajmy też w drugą stronę, nie dawajmy ludziom czekać zbyt długo np. na objęcie funkcji, bo stwierdzą - skoro jej nie dostaje, to bez sensu i idę sobie. Po prostu uczyńmy normalnym pewne dolne granice wieku, stopnia - wtedy nawet najbardziej ogarnięte osoby będą wiedziały, że mogą zostać przybocznymi czy drużynowymi, ale nie teraz. I będzie to dla nich normalne.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Ziemia pod stopami wciąż do drogi płonie...

W końcu nadeszła chwila na to, żeby napisać coś na blogu. Ostatnio przez jakiś czas się nie udało. Czemu? Bo rajd. Zeżarł sporo mojego czasu, a jeszcze w połączeniu z całym ogromem innych rzeczy to już w ogóle.
Swoją drogą, że nie specjalnie mam o czym napisać...
Często jest tak, że najpierw wymyślam tytuł postu, a potem tytuł sobie czeka aż napiszę jakąś treść. Tak było i tym razem. Tytuł jest oczywiście cytatem - z piosenki SCoB. Jakoś tak mnie naszło w trakcie słuchania jej w autobusie, że moja "ziemia pod stopami wciąż do drogi płonie" - jakoś w domu nie mogę usiedzieć i szybko zaczyna mi się nudzić.
A jak przychodzi jeszcze do bycia w kilku miejscach na raz to już w ogóle zaczyna się robić ciekawie.
No i tak ostatnio było. Ostatnio wczoraj. Ja i Adam, czyli cała kadra drużyny, na RŚPG. Nasi harcerze dopytują się o paradę. Od czwartku chyba. Ja w piątek pakuję się, załatwiam wszystkie resztki rzeczy, które jeszcze nie załatwione, potem zaczął się rajd, to w ogóle nie było kiedy choćby SMS-a dzieciakom napisać. Więc nikt z harcerzy nie wie, co z paradą. W sobotę wszyscy zaczęli pisać, a ja nie miałam swojego telefonu (miałam przełożoną kartę, bo mój rozładowany), więc ani grama numerów do kogokolwiek. W końcu zadzwoniliśmy do zastępowych, ale żadne z nich nie mogło iść na paradę. Kilku osobom, które pisały SMS-y napisałam, o której parada się zaczyna i gdzie, i że nas nie będzie. Nie mam pojęcia komu, jak już wspomniałam, nie miałam numerów. Nie sądziłam, że ktokolwiek się ogarnie.
Wróciłam do domu w niedzielę wieczorem, wstałam w poniedziałek o 14 rano, wchodzę na facebooka, patrzę - a moi harcerze wstawili zdjęcia z parady. Sami z siebie poszli na paradę. Może nie w jakiejś wielkiej ekipie (6 osób), ale przypuszczam, że gdybyśmy my byli to nie byłoby wiele więcej. Jedyne co mogę powiedzieć to to, że jestem z nich dumna. Poszli na paradę, na apel hufca, zameldowali drużynę. Sami.
To chyba oznacza, że nasze czasem zostawianie harcerzy samych i powiedzenie "radźcie sobie" i patrzenie z boku, czy wszystko jest ok, daje jakieś efekty. Nawet całkiem pozytywne.