wtorek, 25 listopada 2014

Jak przez dwa lata zmieniać granat w zieleń

Czas pędzi nieubłaganie i do dwóch lat trwania mojej próby na stopień podharcmistrza zostało już tylko 4 miesiące. Otworzyłam ją w marcu 2013, prawie rok później niż mogłabym otworzyć, ale stoczyłam małe boje o to, żeby móc mieć takiego opiekuna, jak chciałam. W końcu udało się.

Między zakończeniem próby i otrzymaniem stopnia przewodnika w czerwcu 2011 zdążyłam:
- zrobić obóz drużyny w Czernicy, w połączeniu ze Zlotem Chorągwi w wakacje 2011
- być oboźną na obozie z Białorusinami w Ocyplu
- pojechać na hufcową bazę na zimowisko z drużyną (Po którym powiedziałam, że nigdy więcej hufcowych baz. Nie było źle, ale nie wiedziałam o sprawach organizacyjnych prawie nic. Niby tak miało być, żeby drużynowi zajęli się bardziej programem, ale jakoś wolę wiedzieć co i jak, ile mam płacić i dlaczego tak dużo)
- zorganizować półwędrowny obóz w Wenecji w wakacje 2012, o którym zresztą pisałam szerzej na blogu
- zrobić uprawnienia Młodszgo Instruktora Żeglarstwa (też w Wenecji 2012)
- być komendantką jednego z podobozów na obozie z Białorusinami w Stężycy
- być komendantką trasy wędrowniczej RŚPG w listopadzie 2012
- wraz z 13 GDH zorganizować zimowisko w Zawoi, w Beskidzie Żywieckim w ferie 2013

W drużynie byliśmy wtedy na takim etapie, że mieliśmy silne, całkiem dobrze działające dwa piony - harcerski i starszy. Po zimowisku w Zawoi przejęliśmy także drużynę wędrowniczą z Wejherowa, która stała się naszym pionem. Poza mną był przyboczny (Adam) i właściwie od wtedy już na stałe jest z nami Andrzej (możecie zazdrościć drugiego pełnoletniego opiekuna w drużynie ;) ).

W takich mniej więcej warunkach otwierałam moją próbę. Wtedy tylko drużynowa, z hufcem mająca tyle wspólnego, ile musi. 6 zadań, przewidywany termin zakończenia we wrześniu 2014.

Początkowo chciałam wszystko opisać chronologicznie, dotarłam już nawet w pisaniu do stycznia 2014, ale stwierdzam, że jednak trzeba przemodelować ten tekst i ułożyć go tematycznie. Bo chronologia swoją drogą, ale potem życie harcerskie stało się zbyt wielowątkowe, żeby zapisać je po kolei.

Drużyna
W lipcu 2013 zrobiliśmy 2 obozy - półwędrowny harcerzy w Przerwankach i wędrowny HS-ów w Bieszczadach. Można powiedzieć, że ten drugi nieco przybliżył mnie do realizacji zadania związanego ze zdobyciem małej złotej GOT, ale to mniejsza sprawa. Dużo większe były inne doświadczenia tego obozu - po pierwsze - dziewiczy, całkowicie wędrowny obóz drużyny, jeszcze w dodatku po górach, po drugie - złamana noga, telefony, załatwianie, stres, ale potem - wnioski. Na pierwszym "na papierze" byłam kwatermistrzem, na drugim - wychowawcą. Na obu głównym organizatorem i drużynową. Właściwie komendantką bez potwierdzenia tego na piśmie i bez tej odpowiedzialności prawnej.

Po wakacjach odszedł Adam, zaczęło się działanie z trzema pionami w pojedynkę. W roku 2013/2014 rozwiązaliśmy pion wędrowniczy (na wniosek samych wędrowników), a poza tym "podupadł" nam nieco pion harcerski, przez co przez prawie pół roku mieliśmy wspólne zbiórki (H+HS). Za to w marcu zostały mianowane 4 próbne przyboczne, z którymi praca powoli się rozkręca - zaczynały od małych zadań - zbiórek, zajęć na obozie. Teraz każda ma pewien swój zakres obowiązków i odpowiedzialności za drużynę.

Obóz 2014 też był inny niż poprzednie - pierwszy od dłuższego czasu obóz stały w Siemianach, poza tym w ramach zgrupowania. Wiele przed nami pracy do wykonania przed kolejnym takim obozem... Obóz spowodował również dezintegrację członków drużyny oraz pewne rozluźnienie naszych więzi, które od września odbudowujemy.

Zabraliśmy się także za odbudowę pionu harcerskiego, a tak konkretniej - odbudowę systemu zastępowego. Nowi zastępowi, dużo działania ZZ-tem - materiał na oddzielny wpis na bloga, ale to za jakiś czas, jak już coś wyjdzie (albo nie) i będą wnioski. Przybył nam także jeszcze jeden próbny przyboczny (jakby było ich za mało ;) ).

Hufiec
W mojej hierarchii wartości nieco wyżej niż kiedyś, ale znów nie aż tak wysoko z racji innych Związkowych zobowiązań. Jestem re(d)aktorem hufca, piszę sobie newsy na stronę i czasem wrzucam coś na fanpage na facebooku. Przez to jestem także w zespole promocji hufca (nie wiem od kiedy, chyba zaczęło się od Gdyńskiego Święta Harcerskiego w czerwcu 2013).

Poza tym jestem sobie członkiem Kręgu Instruktorskiego Baribal. Przez jakiś czas planowałam z niego odejść (głównie z braku czasu i chęci angażowania się w jego działania, a być gdzieś na papierku to bez sensu), ale ze względu na ostatnie rozmowy o przyszłej komendzie hufca staram się nieco przestawić Związkowe priorytety, żeby znaleźć na to więcej czasu.

Jeszcze poza tym trochę kłócę się z różnymi ludźmi o różne rzeczy. No, może raczej po prostu dość głośno i bezpośrednio wypowiadam swoje zdanie. O kursach drużynowych, kapitułach, działaniach niektórych instruktorów, które mi nie odpowiadają. Ale z drugiej strony to żadna nowość.

Z założenia nie organizuje hufcowych imprez i raczej nie angażuję się w program hufca (patrz akapit powyżej).

Z hufcem za to związane jest jedno z moich zadań, które (na szczęście) ostatnio zmieniło się na inne.Początkowo miałam zrobić cykl śpiewanek, a po nim festiwal piosenki. Mini-festiwal odbył się na Rodzinnym Zlocie Hufca w czerwcu 2014, ale śpiewanek nie było. Zadanie znalazło się tam trochę ze względu na ówczesną komendę, a właściwie na zadania w niej druhny, która była "wspieraczem" mojej próby. Druhna odeszła z komendy, zadanie jakby straciło ważność, stąd potrzeba zmiany go. Zostałam poproszona o przeprowadzenie dla drużynowych warsztatów z promocji po uczestnictwie w PR Labie - warsztaty mają się odbyć w marcu.

Chorągiew
Jako jedno z zadań w próbie miałam bycie szefem zespołu finansowego JOTT 2013. Szef to bardzo dużo powiedziane, ale dzięki temu zadaniu nauczyłam się pisania wniosków grantowych, m.in. przygotowywałam wniosek do "Młodzieży w działaniu" pod okiem specjalisty. Wniosek ostatecznie niestety nie przeszedł, ale co wtedy zrobiliśmy w tym kierunku, to już nasze. To było jedno z tych zadań, od których zaczęła się moja przygoda z działaniem na poziomie chorągwi, choć wtedy nie zapowiadało się aż tak poważnie - z referatem wędrowniczym znałam się przecież wcześniej całkiem dobrze - byliśmy razem w drużynie wędrowniczej.

I tu następuje cała seria tego, co wydarzyło się w moim instruktorskim życiu poza próbą, co niestety wpłynęło również na to, że próba może nie tyle zdeaktualizowała się, ale mogłaby być lepiej dopasowana.

W połowie 2013 roku zawiązywały się na nowo niektóre referaty w chorągwi.Poszłam na otwarte spotkanie i tak wyszło, że dołączyłam do referatu harcerskiego. W zeszłym roku harcerskim (2013/2014) zrobiłam w związku z tym kilka rzeczy:
- pomagałam prowadzić zajęcia z systemu zastępowego w hufcu Starogard
- na warsztatach między świętami a sylwestrem (2013/2014) prowadziłam te same zajęcia o systemie zastępowym, a także drugie, własne nt. pracy z zuchem trzeciej gwiazdki
- mieliśmy robić chorągwiany turniej zastępów, ale w końcu nie wyszło ze względu na zbyt małą ilość zgłoszeń (3 zastępy, z 2 drużyn, z 1 hufca)
- w wakacje 2014 byłam w kadrze zlotu zastępowych w przybocznych
I nadal działam w referacie. Co więcej - nie wykluczone, że za rok go przejmę. A nic na temat działania na poziomie chorągwi w mojej próbie nie ma...

Co mi dało działanie w referacie?
- Dookreśliłam swoje miejsce w Związku i stronę, w którą chcę podążać - program, z naciskiem na metodykę harcerską. Uważam, że każdy instruktor w którymś momencie powinien określić, w czym będzie się doskonalił. Ja wybrałam program, od kształcenia trzymam się na wyciągnięcie ręki (bo nie da się całkiem rozdzielić programu od kształcenia).
- poznaję różne środowiska i instruktorów z ich przeróżnymi metodami działania
- weszłam w skład Wydziału Programowo-Metodycznego Chorągwi Gdańskiej - ekipy świetnych, inspirujących ludzi, którym chce się roić coś, żeby było lepiej.
- chyba nie do końca przez referat, ale zrobiłam też jedną z rzeczy, z których jestem na prawdę dumna w swoim życiu - na seminarium instruktorskim "Jak nie zgasić napalonych, jak zapalić wypalonych?" robiłam TED-a na temat demotywowania drużynowych. Wstawiłam zresztą tekst z niego na bloga. Uważam to za sukces z dwóch powodów - dlatego, że sama wiem, że przygotowałam się naprawdę dobrze i dlatego, że słyszałam o moim wystąpieniu mnóstwo pozytywnych opinii.

To związanie też nieco z chorągwią - w sierpniu 2013 zrealizowałam niezapisane pół zadania pierwszego na mojej karcie. Czemu niezapisane? Bo w próbie mam tylko ukończenie Kursu Kadry Programowej i Namiestników, ale żeby to zrobić, trzeba i tak mieć ukończony Kurs Podharcmistrzowski. Los wyrzucił mnie na niego do Wielkopolski, co uważam za niesamowitą przygodę i chyba najlepsze przeżycie mojego instruktorskiego życia. Niesamowici ludzie, mnóstwo inspiracji i motywacji. Poza tym znajomości, które pełnią (niestety czy stety?) ogromną rolę w Związku.

W styczniu 2014 miał być Kurs Kadry Programowej, ale niestety z różnych przyczyn się nie odbył i ma być na początku 2015 roku, ale jak nie u nas w chorągwi, to znajdę inny.

Poziom centralny
Jak to się stało, to nie wiem. To wszystko przez te dziwne znajomości ;).

Zaczęło się jakoś w wakacje 2014, kiedy to zadzwoniła szefowa Zespołu Harcerskiego (poznana przeze mnie na Woodbadge) z pytaniem, czy nie chciałabym przejrzeć zadań, które mają być na Ogólnopolskim Turnieju Zastępów (turniej.zhp.pl) dla harcerzy i napisać swoich uwag i poprawek.
Potem już jakoś poleciało. Od września 2014 pracuję w Zespole Harcerskim Wydziału Wsparcia Metodycznego GK ZHP (ZH WWM GK ZHP - tyle dużych literek... Można zrobić skrót skrótu?). Byłam na zbiórce metodycznej w październiku, potem na szkoleniu organizowanym przez Wydział Inspiracji i Poradnictwa GK ZHP dla osób pracujących z programem na poziomie centralnym.

Poza tym oceniam nadesłane raporty z Turnieju Zastępów. Niedługo będę recenzentem materiałów w Centralnym Banku Pomysłów ZHP (cbp.zhp.pl). Jestem moderatorem na zapytaj.zhp.pl (niezła fucha, nie? ;) ) od lutego 2014 i będę do lutego 2015, chyba że będę kandydować znów i mnie wybiorą, to dłużej.

We wrześniu zaakcentowało się także w moim życiu CWM ZHP, dla którego robiłam grę na 80-lecie, a potem wspomagałam organizację rejsu polsko-ukraińskiego. No i tak poleciało dalej, dotarłam na spotkanie wodniaków do Łodzi, a potem na spotkanie Wydziału Wychowania Wodnego GK ZHP i chyba znów się w coś wkręciłam ;) Ale to świeża sprawa i o tym będzie można pisać, jak będzie już wiadomo coś więcej.

A poza tym...
W tym całym opisie mojego aktualnego, harcersko-instruktorskiego życia udało mi sie zawrzeć 3 na 6 zadań mojej próby (no, wspomniałam jeszcze o czwartym). Poza tym zostały mi jeszcze do opracowania dwa materiały - zarys cyklicznych rajdów dla Rad Drużyn oraz poradnik nt. pracy metodą projektową w zespołach harcerskich. Pewnie gdybym miała teraz zastanawiać się nad tematem pracy podharcmistrzowskiej, byłoby to pewnie coś związanego z metodyką harcerską. Ale te dwie prace są już w trakcie obmyślania, a rajd RD nawet już na etapie kilku elektronicznych słów. Poza tym będę i tak pewnie zaangażowana w tworzenie kilku związkowych materiałów (szykuje się poradnik dla namiestników i szefów referatów, a także program wychowania wodnego).

Co wynika z mojego podsumowania? Na razie tyle, że czasem zdarza się, że próba robi swoje, a życie robi swoje. I potem trudno znaleźć dobre rozwiązanie - robić nie do końca dopasowaną do obecnych realiów próbę? Zmieniać większość zadań? Zamknąć próbę negatywnie i otworzyć nową?
W moim przypadku chyba wyszło trochę rozwiązanie pierwsze... Aktualnie próbę mam przedłużoną, ku memu niezadowoleniu, chyba do marca albo kwietnia, ale nadal mam nadzieję, że uda mi się uporać z nią wcześniej. Bo już od jakiegoś czasu moja próba nie spenia swojej roli - nie jest wyzwaniem i nie motywuje.
Za to motywuje działanie. Motywuje coraz lepiej działająca drużyna. Motywują spotkania na poziomie centralnym, ludzie i wymiana doświadczeń z nimi. Motywuje możliwość kreowania rzeczywistości wokół siebie i możliwość wspierania innych. A to bardzo ważne.

PS. Ostatnio usłyszałam, że pewien mój tekst jest za długi, z czym absolutnie się nie zgadzam, dlatego sobie szydzę i dlatego sprawdziłam ilość znaków. Tamten miał ich 1500, ten ma ponad 12000.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Srebrny listek dębu

Wybieram się jutro w góry, więc szukałam mapy w szufladzie. Nie znalazłam. Za to mam w ręku kopertę z napisem "Otworzyć 23.06.2014 r.". Spóźniłam się o prawie 2 miesiące... Właściwie zapomniałam o tej kopercie.
Tajemnicza koperta pochodzi z mojego zobowiązania instruktorskiego, z 23.06.2011 roku. Miałam wtedy napisać, jaki według mnie powinien być instruktor. Nie pamiętam już jak dokładnie było sformułowane moje zadanie z napisaniem tego, ale ostatecznie koperta została przez mojego opiekuna zaklejona i miałam ją otworzyć 3 lata po zobowiązaniu i zobaczyć, czy udało mi się być takim instruktorem, jakim uważam, że instruktor być powinien. Więc dziś wrzucam to, co napisałam w czerwcu 3 lata temu. Nadal zgadzam się ze wszystkim, co tam napisałam. I chyba nawet udaje mi się być takim instruktorem...

(Przepisuje oryginał, ze wszystkimi ewentualnymi błędami językowymi. Weźcie proszę pod uwagę to, że pisałam to szybko, idąc, zastanawiając się raczej nad treścią niż dokładnością językową. Generalnie i tak nie ma tam zbyt wiele błędów językowych, ale jest kilka sformułowań, których staram się unikać w pisanych tekstach.)

Według mnie wyidealizowany obraz instruktora to właściwie to samo co "jaki powinien być instruktor".
Będzie trochę chaotycznie i nieuporządkowanie według ważności:
- powinien potrafić działać w każdej sytuacji, znaleźć wyjście z problemów, zarówno swoich, jak i swoich podopiecznych, nawet jeśli nie jest w stanie sam nic zrobić, to powinien zwrócić się do kogoś, kto jest w stanie pomóc
- powinien nie być obojętny na otaczający świat i ludzi
- powinien być trochę jak wędrownik, nawet jeśli wiekowo nie pasuje już do tej grupy metodycznej, tak jak w Kodeksie Wędrowniczym, powinien ciekawić go świat i powinien widzieć własną ścieżkę gdy patrzy w przyszłość itd.
- powinien wiedzieć czego chce, potrafić podejmować decyzje patrząc nie tylko na siebie
- powinien być dobrym harcerzem, przestrzegać Prawa Harcerskiego i swoją postawą dawać przykład młodszym harcerzom
- powinien się rozwijać, próbować nowych rzeczy, stale zdobywać doświadczenie, by móc przekazywać je swoim podopiecznym
- powinien potrafić połączyć swoje życie prywatne z harcerskim tak, żeby ani jedno ani drugie zbytnio nie ucierpiało, powinien potrafić realnie planować swój czas
- jeśli już coś robi, to powinien się w to na prawdę angażować, a nie robić "na odwal", ale jednocześnie pamiętając też, żeby nie stracić w tym siebie
- powinien być tolerancyjny wobec innych zdań i potrafić wyjaśnić i uargumentować swoje
- powinien móc o sobie powiedzieć "Tak, daję dobry przykład moim podopiecznym"
- powinien być odpowiedzialny, zarówno za siebie, jak i powierzone jego opiece osoby
Myślę, że nie sposób opisać wszystko... Ale takim właśnie instruktorem chciałabym być.

(Jestem z siebie dumna, że nawet taki pisany na szybko tekst nie jest pełen błędów :) )

Od czasu pisania tego tekstu minęły 3 lata. Teraz pod krzyżem noszę srebrny dębowy listek.

wtorek, 3 czerwca 2014

Rzecz o demotywowaniu drużynowego

W lutym czy marcu tego roku zostałam poproszona o wygłoszenie TED-a na temat demotywowania drużynowego podczas seminarium instruktorskiego "Jak zapalić wypalonych, jak nie zgasić napalonych?", które było na początku kwietnia. TED wyszedł mega, mam nadal nadzieję dostać nagranie. Tym czasem jednak tekst, który napisałam sobie przed wystąpieniem, przerobiony nieco do wersji "do czytania", a nie w wersji scenariuszowej.
W kwestii wyjaśnienia zielonych i czerwonych strzałek, które pojawiają się w tekście - podczas mówienia przyklejałam kolejne karteczki przy odpowiednich strzałkach na schemacie z drużynową, którą częściowo widać na zdjęciu.


Drużynowy. Prawdopodobnie najważniejsza osoba w naszym Związku. Gdyby nie drużynowi właściwie nie byłoby harcerstwa, bo to oni prowadzą podstawowe jednostki organizacyjne. Według statystyk przeciętny drużynowy pełni swoją funkcję niecałe 2 lata. Dlaczego tak się dzieje? Co wpływa na drużynowych?
Po rozmowach z instruktorami z różnych środowisk stworzyłam schemat. Schemat, który jest pewnym wyolbrzymieniem niektórych problemów. Nie wszystkie z nich dzieją się w każdym środowisku, nie wszystkie z takim natężeniem. Ale są i należy o tym mówić głośno.
Na drużynowych oddziałują rzeczy pozytywne – takie jak sukcesy, nagrody, system motywacyjny w hufcu, czy wymiana doświadczeń z innymi instruktorami podczas kursów i warsztatów. To nasze zielone strzałki. Mamy też kilka czerwonych, o których chciałabym powiedzieć trochę więcej.

Co wpływa na naszego drużynowego?

Problemy w drużynie – wszystkie te mniejsze i większe. Np. kłótnie pomiędzy członkami drużyny, brak osób, którym możemy powierzyć funkcje, przygotowanie i zatwierdzenie obozu, mało ludzi, słaby nabór, nie wyjdzie nam zbiórka, biwak, stanie się jakiś wypadek losowy, np. harcerz złamie nogę. Można tego mnożyć w nieskończoność. Z częścią drużynowy radzi sobie sam dość szybko, z innymi trochę dłużej, z innymi nie wie co zrobić i czasem udaje, że ich nie ma. Niektóre rozwiązane problemy zmieniają się w sukcesy i motywują. Ale nie wszystkie. A im jest ich więcej, tym bardziej są „czerwone”.
Wrażenie niesprawiedliwości – to wtedy, kiedy patrzymy na innych, porównujemy się do nich i mamy wrażenie, że oni mają lepiej. Np. kiedy jeden drużynowy realizuje zadania bardzo podobne jak inny drużynowy i ten drugi dostaje nagrodę (choćby pochwałę w rozkazie), a pierwszy nie to ten pierwszy ma wrażenie, że coś tu jest nie tak. Nawet jeśli ten pierwszy obiektywnie rzeczywiście na nagrodę nie zasłużył, to nie wie, co zrobił źle, bo przecież nikt mu o tym nie powiedział.
Dezorientacja i poczucie niepewności – wtedy, kiedy widzi, że „u góry” dzieje się coś niedobrego. Nawet w najlepszych komendach hufca pojawią się czasem pewne spięcia. I wiecie co? Drużynowy często to widzi. Niby to na niego nie wpływa bezpośrednio, z drugiej jednak strony – nie wie, co się dalej stanie. Czy będą jakieś zmiany w komendzie i będzie teraz współpracował z kimś innym niż do tej pory? Czy może w ogóle zbierze się Zjazd Nadzwyczajny, wybierze całkiem nową komendę, która zacznie realizować plany „po swojemu” (bo każda komenda robi to „po swojemu”)? Jak to będzie „po swojemu”? Co nas czeka za rok? Co mam planować z drużyną, żeby dopasować się do sytuacji w hufcu? To tylko kilka z potencjalnych pytań...
Wymaganie zamiast wspierania – są rzeczy, z którymi drużynowy sobie nie radzi, których musi się nauczyć. Np. organizacja obozu czy zimowiska. Nie będziemy przecież oczekiwać od 16-letniego drużynowego, że podczas organizacji swojego pierwszego większego wyjazdu będzie dokładnie wiedział co i na kiedy ma przygotować. Albo jeśli drużynowy wyśle nam plan pracy, który jest słaby to co zrobić – powiedzieć, żeby poprawił i już? Jeśli wiemy, że nie działa u niego system zastępowy to co? Zastanówmy się, czy nasze (osób, które powinny wspierać drużynowych) komunikaty są bliższe „Masz to zrobić” czy „Jak mogę Ci pomóc?”.
Brak feedbacku – takiego sensownego, konstruktywnego feedbacku. (W następnym zdaniu padną 2 niecenzuralne słowa, służą one uwypukleniu sytuacji i oczywiście nie powinno się ich używać). Trzeba potrafić powiedzieć człowiekowi zarówno „to było zajebiste”, jak i „stary, zjebałeś”. Oczywiście powinno to zostać poparte jakimiś konkretami. Jeżeli drużynowy nie wie, jaka jest opinia jego przełożonych o jego działaniach, to czasem nie wie, jak ma się do nich ustosunkować. I w ogóle, skąd ma wiedzieć, że zrobił coś źle albo dobrze, jeśli nikt mu tego nie powie? Z drugiej strony nie dojdźmy do etapu „Zrobiłeś coś źle, bo zrobiłeś to inaczej, niż ja myślę i masz myśleć jak ja”.
Brak inspiracji – ilu z nas potrafi powiedzieć, czym jest inspiracja i czym różni się od motywacji? Rzeczywiście, inspiracja wpływa na poziom naszej motywacji, ale są to dwie różne rzeczy. Jeśli drużynowy prowadzi swoją jednostkę od kilku lat (powiedzmy, że dłużej niż przeciętne 1,7 roku) to gdzie ma szukać nowych pomysłów? Albo jak ma realizować swój pomysł, jeśli się komuś z niego zwierzy i usłyszy „jo, jak chcesz, to sobie rób”? Albo nawet inaczej – drużynowy chce coś zrobić (np. imprezę w hufcu), bardzo chce, ale jego inicjatywa jest hamowana, bo tak. I już.
Niedociągnięcia w hufcowych imprezach – takie zdarzają się najlepszym. I czasem jest to krótka obsuwa, a czasem drużynowy musi ingerować w plan biwaku np. bawiąc się i pląsając ze swoimi harcerzami, bo nic się nie dzieje. A to powoduje u drużynowego rozczarowanie – przecież Ci ludzie, którzy mają mnie wspierać i kontrolować moje działanie, którzy są „ekspertami”, zrobili coś słabo. Ich autorytet spada wtedy na ziemię z wielkim „jebs”.
Brak autorytetów – co wiąże się trochę z poprzednim punktem, ale warto się też zastanowić, czy budujemy swój autorytet wśród drużynowych? Czy może to jest tak, że, może nie do końca świadomie, uważamy, że autorytet nam się „należy”? Młody drużynowy, który zaczyna działanie w hufcu w życiu nie przyjdzie ze swoim problemem do starucha z komendy, którego widział dwa razy w życiu. Poza tym – drużynowy widzi więcej, niż by się komukolwiek wydawało. Drużynowy widzi nawet więcej, niż sam myśli, że widzi – po prostu nie zawsze jest tego świadomy, ale jego podświadomość wyjdzie na wierzch, kiedy będzie to potrzebne...
Problemy osobiste – bo drużynowy jest też człowiekiem. Ma rodzinę, w której czasem pokłóci się z rodzicami o cokolwiek. Albo druhna drużynowa rozstanie się ze swoim chłopakiem i będzie to bardzo przeżywać. Albo szkoła, matura, studia, sesja – każdy różnie sobie radzi z takimi sprawami. A jest ich poza harcerstwem mnóstwo.
Rzeczywistość – a właściwie bardzo twarde zderzenie z nią. Większość z nas ma tendencje do tworzenia sobie w głowie idealnych scenariuszy, które są po prostu złośliwymi bestiami i potrafią się nie sprawdzić. I tyle.
I jak nam się nagromadzi takich czerwonych strzałek i takiej goryczy w naszej czarze na tyle dużo, że mamy już menisk wypukły, to wystarczy byle kropelka, żeby tę czarę przelać...
Dużo mówimy o motywowaniu kadry. A nic nie mówi się o demotywowaniu. I chyba dość rzadko patrzy się na to, co tak naprawdę działa na drużynowego. Naszym zadaniem, jako osób, które mają wspierać, jest zrobienie tak, żeby zielone strzałki były większe i silniejsze niż czerwone.

Kim byłbym, gdyby nie rozkaz bycia? Kim, gdyby nie skautowy styl życia?

"Jeśli pytasz, dlaczego zostałam harcerką, to ci powiem, że nie mogłam uczynić inaczej. Pozyskały mnie ich jasne oczy i mocny uścisk dłoni. Lojalność, prostota ich wzajemnego stosunku. Sposób ich życia i miłość przyrody. Miłość do ludzi, silniejsza niż miłość własna. Niesienie pomocy innym w miarę możliwości, dzień po dniu."
Księga Jaszczurki

Jeśli pytasz, dlaczego jestem harcerką:
...bo doświadczenie, zdobywane od początku przygody w harcerstwie, często wcześniej niż rówieśnicy. Doświadczenie w różnych życiowych sprawach, w radzeniu sobie i w urzędach i w różnych sytuacjach, do których doprowadza życie. Nie ma problemów, są tylko rozwiązania.
...bo przyjaciele, Ci którzy są zawsze. Tacy, z którymi spędza się mnóstwo czasu, tacy, z którymi trochę mniej. I silne przyjaźnie nawiązywane z dnia na dzień, bo przecież wszyscy jesteśmy harcerzami, bo wszystkich nas coś łączy. I nie dzieli nas ani język, ani tym bardziej granice.
...bo druga rodzina, na którą zawsze mogę liczyć. Wiem, że cokolwiek się w moim życiu wydarzy, choćby zawalił mi się cały świat, mam gdzie i do kogo pójść. A Ci ludzie zrobią wszystko, co tylko będą w stanie, żeby mi pomóc. I nie dlatego, że będą z tego coś mieli, tylko dlatego, że im na mnie zależy, tak jak mi na nich.
...bo pasja, takie rzeczy, których nie robi każdy, a na pewno nie na co dzień. Ciągle coś nowego, coś, czym można dzielić się z innymi, zarażać, inspirować. Coś, co nadaje sens życiu.
...bo gitara, na której umiem grać pewnie tylko dlatego, że jestem harcerką. A muzyka jest ważna w moim życiu. I umiem ją wytworzyć.
...bo morze, rejsy, czasem ciężkie chwile, zimno, mokro, choroba morska, a czasem zachody i wschody słońca, bezkres morza i horyzont, na którym nie ma absolutnie nic, tylko dal i wolność.
...bo góry, w których wędrówki stwarzają niesamowite okazję do przemyśleń i do zmian. I ta radość z wejścia na szczyt i widoków z niego mimo długiej wędrówki pod górę.
 ...bo podróże, ciągle w nowe miejsca, w takie, o których istnieniu pewnie nawet bym nie wiedziała, w miejsca, do których niewielu dociera, gdzie można znaleźć jakiś kawałek siebie.
...bo Białoruś, do której pewnie nigdy bym nie pojechała, gdyby nie znajomi harcerze stamtąd. Jesteś harcerzem i masz przyjaciela 600 km od domu, po drugiej stronie granicy i nie jest to żadnym problemem.
... bo MOGĘ!