sobota, 21 lipca 2012

Jestę wędrowcę!

Już po obozie. Czas co nie co podsumować.
Wiele osób przed wyjazdem mówiło mi "Ja bym nie pojechał/a na taki obóz z harcerzami". Znaczy taki pół-wędrowny. Ja pojechałam i nie żałuję. Uważam, że osiągnęliśmy przynajmniej część założonych celów - harcerze są bardziej samodzielni, pomagają sobie nawzajem i osobom z zewnątrz i zaczynają być rzeczywiście drużyną, a nie zbitkiem osób w tych samych barwach. Przeprowadziliśmy małą rewolucję jeśli chodzi o zastępy (postanowiliśmy, że zastępowymi zastępów harcerskich będą harcerze starsi). Przypuszczam, że zmiany nie byłyby tak widoczne przy stacjonarnej formie obozu.
A teraz małe podsumowanie w liczbach:
10 - tylu uczestników było na obozie:
2 harcerzy starszych
4 będzie harcerzami starszymi od września
4 zostaje w pionie harcerskim
2 - tyle mieliśmy kadry
13 dni trwał nasz obóz, podczas którego:
5 dni spędziliśmy na bazie w Wenecji
8 dni spędziliśmy na
3 wyprawach (kajakach, rejsie, wycieczce-wędrówce na Wilczy Szaniec)
46 kilometrów to odległość, jaką pokonaliśmy piechotą
26 kilometrów - tyle zrobiliśmy na żaglach/silniku (na kanale)
2 razy kładliśmy i stawialiśmy maszty
480 złotych wydaliśmy na jedzenie poza Wenecją
521 złotych wydaliśmy na bilety PKP
575 kilometrów przejechaliśmy
10 różnymi pociągami
7 razy rozkładaliśmy i składaliśmy nasze małe namioty
3 noce spaliśmy w innym miejscu niż namiot (w świetlicy na bazie, po wielkiej burzy, w Wińcu w hangarze, też po burzy i w Kętrzynie w salce katechetycznej, dla odmiany nie po burzy)

Co mogę jeszcze powiedzieć?
Podczas obozu mieliśmy okazję zauważyć, jak bardzo podejście kadry wpływa na harcerzy. Drugiego dnia obozu przyszła wielka burza. Pół bazy stało w porcie i patrzyło jak idzie na nas ściana deszczu. Z burzą przyszedł też wiatr. Łódki w porcie powyrywały boje, na których stały, więc rozpoczęto szybką akcję wyciągania całego możliwego sprzętu na brzeg. Żeby było jeszcze trochę "śmieszniej", w podobozie Tczewa zaczęły latać namioty. Co mogliśmy zrobić? Mogliśmy pójść z harcerzami do świetlicy albo na stołówkę i stwierdzić, że to nie nasza sprawa, że mamy swój program i już. A co zrobiliśmy? Rzuciliśmy się do pomocy. Ani mi, ani Adamowi nie przyszło do głowy wtedy nic innego niż to, żeby pomóc wyciągnąć łódki, potem stawiać namioty Tczewa. Nasi harcerze pomagali razem z nami, choć właściwie nikt im nie kazał. Po prostu zobaczyli, że trzeba coś zrobić i to zrobili. Potem jak już trochę się uspokoiło sami chodzili i pytali, czy w czymś jeszcze pomóc. Nikt nie przejmował się tym, że jest całkowicie mokry. Kiedy rozmawialiśmy z Adamem na jednym z naszych spontanicznych podsumowań o tej sytuacji na początku byliśmy zaskoczeni reakcją harcerzy, ale potem dotarło do nas, że w dużej mierze to nasza zasługa. Więc pamiętajcie funkcyjni - to co robicie i w jaki sposób ma ogromny wpływ na waszych harcerzy.

A co do tytułu posta... Jakoś tak się złożyło, że hipsterski tekst towarzyszył nam w różnych wydaniach przez cały obóz - i wtedy, kiedy przyszedł konduktor, który powinien mieć koszulkę z napisem "jestę ...ę" i zawsze wtedy, kiedy szliśmy do toika, koło którego stał kontener z napisem "Jestę kontenerę". Nie wspomnę już o "Jestę Komarę - siorb siorb" ;) 

Na zdjęciach - u góry DZ na motyla, trochę niżej - takie tam, z numerem drużyny, na Wilczym Szańcu. Jeszcze niżej - bagienko w drodze powrotu z Wilczego. Nasyp kolejowy, którym szliśmy, najwyraźniej musiał być sztuczny, bo po obu jego stronach było takie piękne bagno.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Kompromis

Opowiem Wam dzisiaj bajeczkę. Usiądźcie wygodnie i nie zamykajcie oczu, bo nie będziecie mogli czytać. 
Wyobraźcie sobie Człowieka, który ma dużo chęci do pracy, mnóstwo pomysłów i jeszcze więcej energii, żeby je zrealizować. Człowiek ów wyraża swoją chęć zrobienia pewnego Przedsięwzięcia i mówi o tym Przełożonemu. Na początku jest wszystko jak trzeba, wszyscy są zadowoleni, i Przełożony, i Człowieczek. Człowiek wie, jakie Przeszkody mogą go spotkać na drodze do realizacji Przedsięwzięcia, dlatego zawczasu mówi o nich Przełożonemu po to, aby móc je w razie czego szybko wyeliminować.
Wszystko jest cudownie. Przełożony zgadza się, by Człowiek był odpowiedzialny za Przedsięwzięcie. Czasu do realizacji jest jeszcze wiele, ale Człowiek powoli zaczyna kompletować Zespół, w którym dobrze będzie mu się pracowało i na który będzie pewien, że może liczyć.
W pewnym momencie pojawia się Przeszkoda. Dokładnie taka, jaką Człowiek przewidział. Przełożony, mimo wiedzy w jaki sposób Człowiek chciałby rozwiązać taką sytuację, wraz z zespołem Doświadczonych Osób ustala Kompromis, a potem umawia się z Człowiekiem, żeby mu o nim powiedzieć.
Odbywa się spotkanie, na którym Człowiek dowiaduje się o Kompromisie. Ma możliwość przemyślenia go, ale zmiany już nie. Już za późno. Zastanawia się jakiś czas i stwierdza - "To przecież żaden Kompromis. To zupełna zmiana Mojego pomysłu bez zapytania Mnie o zdanie!". Człowiek postanowił powiedzieć Przełożonemu, że widzi dwa wyjścia z sytuacji - albo Przeszkoda zostanie rozwiązana w sposób, który ustalili wspólnie przed jej powstaniem, albo Człowiek rezygnuje. Przy okazji Człowiek próbował wyjaśnić, dlaczego nie zgadza się na taki Kompromis, czy raczej dlaczego nie jest on Kompromisem.
Przełożony wybrał opcję drugą. Stwierdził, że w takim razie nie ma sensu, żeby Człowiek organizował Przedsięwzięcie, bo przecież Doświadczone Osoby ustaliły Kompromis, skoro Człowiek się nie zgadza, to nie. Każda próba wytłumaczenia Przełożonemu, że Kompromis wymaga tego, żeby przedyskutowały go wszystkie zainteresowane strony (w tym Człowiek, który za Przedsięwzięcie miał być odpowiedzialny), była odrzucana słowami: "bo nie było czasu na konsultację", "bo myślisz tylko o sobie".
Człowiek pomyślał tylko - "Czy zawsze już będzie tak, że osoba, którą czyni się odpowiedzialną nie będzie mogła w kluczowych sytuacjach wypowiedzieć swojego zdania, bo będzie to oznaczało, że myśli tylko o sobie, a wszystkie ważne decyzje, które jej dotyczą będą podejmowane przed Doświadczone Osoby?"
Człowiek miał chęci, pomysły i energię. Teraz pozostały mu tylko pomysły, ale nie ma ani energii, ani chęci by choćby powiedzieć o nich głośno.

Chciałabym, żebyście po przeczytaniu tej enigmatycznej bajeczki przypominali sobie w każdej sytuacji, w której będziecie potrzebowali rozwiązania, że z kimś się na coś umówiliście, że ustalaliście z jakąś osobą jedną wersję, a ta osoba zaufała w to, że tak właśnie będzie. Nie róbcie jej tego i nie zmieniajcie wszystkiego za jej plecami. Porozmawiajcie. Ciężko jest mi wyobrazić sobie sytuację, w której nie byłoby czasu na krótką rozmowę. Trzeba rozmawiać i słuchać. Słuchać nie tylko pojedynczych słów, ale także wypowiedzi jako całości...