wtorek, 3 czerwca 2014

Rzecz o demotywowaniu drużynowego

W lutym czy marcu tego roku zostałam poproszona o wygłoszenie TED-a na temat demotywowania drużynowego podczas seminarium instruktorskiego "Jak zapalić wypalonych, jak nie zgasić napalonych?", które było na początku kwietnia. TED wyszedł mega, mam nadal nadzieję dostać nagranie. Tym czasem jednak tekst, który napisałam sobie przed wystąpieniem, przerobiony nieco do wersji "do czytania", a nie w wersji scenariuszowej.
W kwestii wyjaśnienia zielonych i czerwonych strzałek, które pojawiają się w tekście - podczas mówienia przyklejałam kolejne karteczki przy odpowiednich strzałkach na schemacie z drużynową, którą częściowo widać na zdjęciu.


Drużynowy. Prawdopodobnie najważniejsza osoba w naszym Związku. Gdyby nie drużynowi właściwie nie byłoby harcerstwa, bo to oni prowadzą podstawowe jednostki organizacyjne. Według statystyk przeciętny drużynowy pełni swoją funkcję niecałe 2 lata. Dlaczego tak się dzieje? Co wpływa na drużynowych?
Po rozmowach z instruktorami z różnych środowisk stworzyłam schemat. Schemat, który jest pewnym wyolbrzymieniem niektórych problemów. Nie wszystkie z nich dzieją się w każdym środowisku, nie wszystkie z takim natężeniem. Ale są i należy o tym mówić głośno.
Na drużynowych oddziałują rzeczy pozytywne – takie jak sukcesy, nagrody, system motywacyjny w hufcu, czy wymiana doświadczeń z innymi instruktorami podczas kursów i warsztatów. To nasze zielone strzałki. Mamy też kilka czerwonych, o których chciałabym powiedzieć trochę więcej.

Co wpływa na naszego drużynowego?

Problemy w drużynie – wszystkie te mniejsze i większe. Np. kłótnie pomiędzy członkami drużyny, brak osób, którym możemy powierzyć funkcje, przygotowanie i zatwierdzenie obozu, mało ludzi, słaby nabór, nie wyjdzie nam zbiórka, biwak, stanie się jakiś wypadek losowy, np. harcerz złamie nogę. Można tego mnożyć w nieskończoność. Z częścią drużynowy radzi sobie sam dość szybko, z innymi trochę dłużej, z innymi nie wie co zrobić i czasem udaje, że ich nie ma. Niektóre rozwiązane problemy zmieniają się w sukcesy i motywują. Ale nie wszystkie. A im jest ich więcej, tym bardziej są „czerwone”.
Wrażenie niesprawiedliwości – to wtedy, kiedy patrzymy na innych, porównujemy się do nich i mamy wrażenie, że oni mają lepiej. Np. kiedy jeden drużynowy realizuje zadania bardzo podobne jak inny drużynowy i ten drugi dostaje nagrodę (choćby pochwałę w rozkazie), a pierwszy nie to ten pierwszy ma wrażenie, że coś tu jest nie tak. Nawet jeśli ten pierwszy obiektywnie rzeczywiście na nagrodę nie zasłużył, to nie wie, co zrobił źle, bo przecież nikt mu o tym nie powiedział.
Dezorientacja i poczucie niepewności – wtedy, kiedy widzi, że „u góry” dzieje się coś niedobrego. Nawet w najlepszych komendach hufca pojawią się czasem pewne spięcia. I wiecie co? Drużynowy często to widzi. Niby to na niego nie wpływa bezpośrednio, z drugiej jednak strony – nie wie, co się dalej stanie. Czy będą jakieś zmiany w komendzie i będzie teraz współpracował z kimś innym niż do tej pory? Czy może w ogóle zbierze się Zjazd Nadzwyczajny, wybierze całkiem nową komendę, która zacznie realizować plany „po swojemu” (bo każda komenda robi to „po swojemu”)? Jak to będzie „po swojemu”? Co nas czeka za rok? Co mam planować z drużyną, żeby dopasować się do sytuacji w hufcu? To tylko kilka z potencjalnych pytań...
Wymaganie zamiast wspierania – są rzeczy, z którymi drużynowy sobie nie radzi, których musi się nauczyć. Np. organizacja obozu czy zimowiska. Nie będziemy przecież oczekiwać od 16-letniego drużynowego, że podczas organizacji swojego pierwszego większego wyjazdu będzie dokładnie wiedział co i na kiedy ma przygotować. Albo jeśli drużynowy wyśle nam plan pracy, który jest słaby to co zrobić – powiedzieć, żeby poprawił i już? Jeśli wiemy, że nie działa u niego system zastępowy to co? Zastanówmy się, czy nasze (osób, które powinny wspierać drużynowych) komunikaty są bliższe „Masz to zrobić” czy „Jak mogę Ci pomóc?”.
Brak feedbacku – takiego sensownego, konstruktywnego feedbacku. (W następnym zdaniu padną 2 niecenzuralne słowa, służą one uwypukleniu sytuacji i oczywiście nie powinno się ich używać). Trzeba potrafić powiedzieć człowiekowi zarówno „to było zajebiste”, jak i „stary, zjebałeś”. Oczywiście powinno to zostać poparte jakimiś konkretami. Jeżeli drużynowy nie wie, jaka jest opinia jego przełożonych o jego działaniach, to czasem nie wie, jak ma się do nich ustosunkować. I w ogóle, skąd ma wiedzieć, że zrobił coś źle albo dobrze, jeśli nikt mu tego nie powie? Z drugiej strony nie dojdźmy do etapu „Zrobiłeś coś źle, bo zrobiłeś to inaczej, niż ja myślę i masz myśleć jak ja”.
Brak inspiracji – ilu z nas potrafi powiedzieć, czym jest inspiracja i czym różni się od motywacji? Rzeczywiście, inspiracja wpływa na poziom naszej motywacji, ale są to dwie różne rzeczy. Jeśli drużynowy prowadzi swoją jednostkę od kilku lat (powiedzmy, że dłużej niż przeciętne 1,7 roku) to gdzie ma szukać nowych pomysłów? Albo jak ma realizować swój pomysł, jeśli się komuś z niego zwierzy i usłyszy „jo, jak chcesz, to sobie rób”? Albo nawet inaczej – drużynowy chce coś zrobić (np. imprezę w hufcu), bardzo chce, ale jego inicjatywa jest hamowana, bo tak. I już.
Niedociągnięcia w hufcowych imprezach – takie zdarzają się najlepszym. I czasem jest to krótka obsuwa, a czasem drużynowy musi ingerować w plan biwaku np. bawiąc się i pląsając ze swoimi harcerzami, bo nic się nie dzieje. A to powoduje u drużynowego rozczarowanie – przecież Ci ludzie, którzy mają mnie wspierać i kontrolować moje działanie, którzy są „ekspertami”, zrobili coś słabo. Ich autorytet spada wtedy na ziemię z wielkim „jebs”.
Brak autorytetów – co wiąże się trochę z poprzednim punktem, ale warto się też zastanowić, czy budujemy swój autorytet wśród drużynowych? Czy może to jest tak, że, może nie do końca świadomie, uważamy, że autorytet nam się „należy”? Młody drużynowy, który zaczyna działanie w hufcu w życiu nie przyjdzie ze swoim problemem do starucha z komendy, którego widział dwa razy w życiu. Poza tym – drużynowy widzi więcej, niż by się komukolwiek wydawało. Drużynowy widzi nawet więcej, niż sam myśli, że widzi – po prostu nie zawsze jest tego świadomy, ale jego podświadomość wyjdzie na wierzch, kiedy będzie to potrzebne...
Problemy osobiste – bo drużynowy jest też człowiekiem. Ma rodzinę, w której czasem pokłóci się z rodzicami o cokolwiek. Albo druhna drużynowa rozstanie się ze swoim chłopakiem i będzie to bardzo przeżywać. Albo szkoła, matura, studia, sesja – każdy różnie sobie radzi z takimi sprawami. A jest ich poza harcerstwem mnóstwo.
Rzeczywistość – a właściwie bardzo twarde zderzenie z nią. Większość z nas ma tendencje do tworzenia sobie w głowie idealnych scenariuszy, które są po prostu złośliwymi bestiami i potrafią się nie sprawdzić. I tyle.
I jak nam się nagromadzi takich czerwonych strzałek i takiej goryczy w naszej czarze na tyle dużo, że mamy już menisk wypukły, to wystarczy byle kropelka, żeby tę czarę przelać...
Dużo mówimy o motywowaniu kadry. A nic nie mówi się o demotywowaniu. I chyba dość rzadko patrzy się na to, co tak naprawdę działa na drużynowego. Naszym zadaniem, jako osób, które mają wspierać, jest zrobienie tak, żeby zielone strzałki były większe i silniejsze niż czerwone.

Kim byłbym, gdyby nie rozkaz bycia? Kim, gdyby nie skautowy styl życia?

"Jeśli pytasz, dlaczego zostałam harcerką, to ci powiem, że nie mogłam uczynić inaczej. Pozyskały mnie ich jasne oczy i mocny uścisk dłoni. Lojalność, prostota ich wzajemnego stosunku. Sposób ich życia i miłość przyrody. Miłość do ludzi, silniejsza niż miłość własna. Niesienie pomocy innym w miarę możliwości, dzień po dniu."
Księga Jaszczurki

Jeśli pytasz, dlaczego jestem harcerką:
...bo doświadczenie, zdobywane od początku przygody w harcerstwie, często wcześniej niż rówieśnicy. Doświadczenie w różnych życiowych sprawach, w radzeniu sobie i w urzędach i w różnych sytuacjach, do których doprowadza życie. Nie ma problemów, są tylko rozwiązania.
...bo przyjaciele, Ci którzy są zawsze. Tacy, z którymi spędza się mnóstwo czasu, tacy, z którymi trochę mniej. I silne przyjaźnie nawiązywane z dnia na dzień, bo przecież wszyscy jesteśmy harcerzami, bo wszystkich nas coś łączy. I nie dzieli nas ani język, ani tym bardziej granice.
...bo druga rodzina, na którą zawsze mogę liczyć. Wiem, że cokolwiek się w moim życiu wydarzy, choćby zawalił mi się cały świat, mam gdzie i do kogo pójść. A Ci ludzie zrobią wszystko, co tylko będą w stanie, żeby mi pomóc. I nie dlatego, że będą z tego coś mieli, tylko dlatego, że im na mnie zależy, tak jak mi na nich.
...bo pasja, takie rzeczy, których nie robi każdy, a na pewno nie na co dzień. Ciągle coś nowego, coś, czym można dzielić się z innymi, zarażać, inspirować. Coś, co nadaje sens życiu.
...bo gitara, na której umiem grać pewnie tylko dlatego, że jestem harcerką. A muzyka jest ważna w moim życiu. I umiem ją wytworzyć.
...bo morze, rejsy, czasem ciężkie chwile, zimno, mokro, choroba morska, a czasem zachody i wschody słońca, bezkres morza i horyzont, na którym nie ma absolutnie nic, tylko dal i wolność.
...bo góry, w których wędrówki stwarzają niesamowite okazję do przemyśleń i do zmian. I ta radość z wejścia na szczyt i widoków z niego mimo długiej wędrówki pod górę.
 ...bo podróże, ciągle w nowe miejsca, w takie, o których istnieniu pewnie nawet bym nie wiedziała, w miejsca, do których niewielu dociera, gdzie można znaleźć jakiś kawałek siebie.
...bo Białoruś, do której pewnie nigdy bym nie pojechała, gdyby nie znajomi harcerze stamtąd. Jesteś harcerzem i masz przyjaciela 600 km od domu, po drugiej stronie granicy i nie jest to żadnym problemem.
... bo MOGĘ!