poniedziałek, 27 listopada 2017

"Dam miejsce w moim domu i w moich murach (...), dam im imię wieczyste i niezniszczalne"

Brama Yad Vashem
Nazbierało mi się rzeczy na trzy posty. Jednak postanowiłam zacząć od końca.
Jadąc do Jerozolimy nie miałam zbyt wiele planów, w końcu mam 7 miesięcy na to, żeby wszystko tu zobaczyć. Na ten weekend w planach była Ściana Płaczu, Biblijne ZOO i Muzeum Holokaustu Yad Vashem. ZOO nie pykło, ale o tym będzie w innym poście, za to dziś będzie o ostatnim punkcie jerozolimskiej wyprawy.
Yad Vashem - Muzeum Pamięci Ofiar Holokaustu. Jego nazwa pochodzi z cytatu, który jest tytułem posta. Oczywiście z jego hebrajskiej wersji. Cytat pochodzi z Księgi Izajasza, rozdział 56, werset 5. Dosłownie Jad Vashem oznacza "miejsce i imię".
Dotarcie tam jest mało skomplikowane - trzeba pojechać jedyną linią tramwajową do końca (najlepiej do tego odpowiedniego). Z przystanku Mount Herzl do bramy muzeum jest jakieś 10 minut z buta, ale dla leniwych jeżdżą też busy.
6 milionów
Na początek powiem, że czasu miałam dość mało. I tak spędziłam tam ze 3 godziny, ale można spędzić znacznie więcej. Cały kompleks leży na górze Herzla i składa się z wielu budynków - jest tam też centrum naukowe, archiwa, centrum edukacyjne, mnóstwo pomników, placów... Ja zaczęłam od kupienia mapki za 12 szekli (kupa hajsu, ale raz się żyje, a poza tym mieli też polską wersję), zostawienia bagażu w przechowalni i pójścia do Muzeum Historii Holokaustu. W środku nie można robić zdjęć, więc żadnych nie mam. Samo muzeum to długi korytarz, od którego na boki wchodzi się w sale (czy bardziej przestrzenie) z wystawami - jest trochę eksponatów, trochę opisów, trochę ekranów, na których lecą filmy - niektóre to filmy propagandowe z III Rzeszy, niektóre to wspomnienia tych, którzy przeżyli. Wszystkie opisy są po hebrajsku i po angielsku, a samo muzeum jest dość mocno multimedialne, ale bardzo przyjemne.
Pomnik Korczaka
Początek był "łatwy" - było trochę o III Rzeszy, o dojściu Hitlera do władzy. Z ciekawostek, była pokazana replika gry edukacyjnej "Swastika's Race to Victory", która pokazywała ówczesnej młodzieży historię nazizmu (z czasów międzywojennych). Potem było tylko trudniej - w kolejnych salach było o obozach koncentracyjnych, o gettach, o tym, jak wyglądało życie żydów w tych czasach - nie tylko w Polsce, ale też w wielu innych krajach. Przez te części dotyczące Polski przeszłam dość szybko, nie czytałam wszystkiego - trochę szkoda, ale gdybym chciała czytać wszystko, to musiałabym tam spędzić 6 godzin, a nie 3. Uznałam jednak, że skoro mam to "na miejscu" w Polsce, to tam mogę to zobaczyć. Nie mniej jednak kilka razy po prostu zaczęłam płakać, nie dało się inaczej. Wystarczyło popatrzeć na te filmy, w których ludzie opowiadali o swoich przeżyciach, wystarczyło trafić na moment, w którym człowiekowi na filmie łamał się głos i prawie zaczynał płakać... Sporo też było o emigracji, o tym, że żydzi chcieli (musieli) wyjeżdżać i przy tym był ciekawy cytat, którego oczywiście sobie nie zapisałam i nie mogę teraz znaleźć w necie, więc przytoczę z pamięci - Dla żydów świat dzieli się na dwie części - tę, w której nie mogą być, oraz tę, do której nie mogą pojechać...
Muzeum kończy się Halą Imion - miejscem, w którym są świadectwa (Pages of Testimony - nie wiem, jak to przetłumaczyć...) ofiar holokaustu i zdjęcia niektórych z nich. Nie jest to duża sala, ale robi wrażenie...
Panorama partyzantów
Jeden z budynków to właściwie galeria - są tam obrazy malowane przez żydów w obozach lub przed i po nich. Niektóre ukazują obozowe życie, niektóre życie w getcie, a jeszcze inne są np. ilustracjami opowieści biblijnych. To niesamowite, że ludzie w takich okolicznościach chcieli tworzyć...
Jest też budynek, w którym na ziemi wypisane są nazwy obozów, a na środku płonie wieczny ogień. Wygląda to trochę jak ogromna mogiła i znicz na niej, zapalony dla tych wszystkich ludzi, którzy zginęli.
Jednak największe wrażenie zrobiło na mnie Childreen's Memorial (nie każcie mi tego tłumaczyć...) - wchodzi się do takiego ciemnego pomieszczenia, najpierw jednego, gdzie są zdjęcia dzieci, potem drugiego, w którym palą się świece, a szyby i lustra są tak ustawione, że wygląda to tak, jakby tych ogników było bardzo, bardzo wiele. Wygląda to trochę jak mocno rozgwieżdżone niebo. Dookoła jest ciemno, tylko te ogniki. A w tle lektor czyta imiona dzieci, ich wiek i kraj pochodzenia. Ciężko się słucha, kiedy mówią np. "Swieta, 3 lata, Ukraina". Nie da się tego opisać, trzeba zobaczyć i usłyszeć.
Dookoła na górze rośnie mnóstwo drzew - część z nich to sad upamiętniający Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Jest też sporo pomników, jest plac Getta Warszawskiego i Pomnik Janusza Korczaka.
Niestety nie miałam ani czasu, ani siły, ani pogody, żeby chodzić dużo po wzgórzu. Myślę, że kiedyś jeszcze tam wrócę, przejdę się na spokojnie po wystawach i po wzgórzu. Jeśli ktoś by się zastanawiał, czy będąc w Izraelu warto tam zajrzeć - ja myślę, że warto. Chociaż nie lubię, kiedy sprowadza się historię Żydów jedynie do Holokaustu, to jednak jest to kawał także naszej, polskiej historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz