Pozdrowienia z lotniska |
Wczoraj właściwie głównie przyleciałam. Lot nie był taki straszny, chmury z góry wyglądają niesamowicie, a wschód słońca ponad chmurami jeszcze lepiej... No ale lot jak lot, większość ludzi wie, jak to jest... Na lotnisku kolejka do bramek na milion osób. Zabrali mi paszport, żeby wkleić wizę, po pół godziny mniej więcej dowiedziałam się, gdzie mogę go odebrać, tam poczekałam kolejne pół godziny wśród trochę awanturujących się Rosjan i w końcu (prawie) byłam wolna.
Opuncja <3 |
Potem przeżyłam chwilę grozy, kiedy mojego plecaka nie było na odpowiedniej taśmie, na szczęście znalazł się obok niej, bo przecież byłam już spóźniona.
Znalezienie pociągu, kupienie biletu i jechanie było mało skomplikowane. Bilet w automacie, a wejście na perony jak do metra w Warszawie - trzeba włożyć bilet, żeby przejść przez bramkę.
Tam są papugi. |
Właściwie opisywanie wszystkiego godzina po godzinie nie ma sensu, więc postaram się tylko wspominać o najważniejszych rzeczach. W ośrodku spotkałam koordynatorkę, z którą pisałam wcześniej i poznałam też wolontariuszkę z Korei - Chasidę (to tak naprawdę hebrajski odpowiednik jej imienia, które oznacza "Wdzięk").
I tu następuje ten moment, w którym temat posta przestanie być zagadką - Chasida pokazała mi co gdzie jest w kuchni (mamy taki budynek, gdzie każda ma swój pokój, a do tego jest wspólna kuchnia i łazienka), mówiła, że mogę korzystać i takie tam. Od tej pory, za każdym razem jak robię herbatę, wyciągam cukier z zamrażalnika. Nie wiem, dlaczego. Dziś piłam kawę w innym miejscu i też cukier był w lodówce. Nie wiem, dlaczego.
Dzięki za info. |
Popołudniu poszłam do Tel Mond, to taka większa miejscowość. Odkryłam, że po drugiej stronie drogi od ośrodka jest sad pełen kaki, które właśnie dojrzewa. Kawałek dalej rosną pomarańczki.
Ogólnie to jest prawie jak u nas, tylko rośliny trochę inne (palmy i opuncje <3), ptaki trochę inne (zielone papugi) i piasek trochę inny (taki czerwony).
Jest tu też zabawna rzecz. Na każdym słupie energetycznym, który widziałam, z czterech stron wisi tabliczka z zakazem wspinania się, na której jest napisane, że grozi śmiercią. Napisali, bo ludzie to robili i nie wiedzieli, że tam jest prąd...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz