Tyle zostało do odlotu mojego samolotu, kiedy zaczynam pisać ten post. Jak go skończę to pewnie będzie sporo mniej...
Lecę do Izraela, będę tam 7,5 miesiąca, z małą przerwą na zimowisko w lutym. Przez ten czas będę wolontariuszką w domu opieki niedaleko miejscowości Netanya (to jest kawałek na północ od Tel Avivu). W ośrodku są starsi ludzie, z którymi trzeba pójść na spacer, umilić im czas i takie tam rzeczy. Przynajmniej mniej więcej. Więcej dowiem się, jak już tam będę i wtedy coś powiem.
Wiem też, że w ośrodku są wolontariusze z Korei (Południowej, żeby nie było), więc na pewno będzie ciekawie.
Nie wiem, co mogę powiedzieć. Trochę się stresuje, no ale wiadomo, kraj, w którym nigdy nie byłam, z językiem urzędowym, w którym potrafię powiedzieć "Cześć", "Dziękuję" i "Słuchaj Izraelu, Pan jest naszym Bogiem, Pan jest jedyny". Wiem też, jak jest miłosierdzie, anioł i król świata. To ostatnie wie nawet moja kadra, bo ich na biwakach też budziło "Melech h'olam" :)
Jutro o 10 będę lądować w Tel Avivie. U nich będzie 11, ale wszystko jedno. Potem wsiadam w pociąg (jak tylko dowiem się, gdzie kupić bilet...) i jadę do Beit Jehoszua, skąd zabiorą mnie dalej.
Plan jest taki, że będę pisać na blogu, jak tam u mnie. Myślałam też o vlogu, ale raczej nie pyknie ;) Zobaczymy.
Kapibara już nie może się doczekać. Ja też. Zostało 9,5 h do odlotu...
Skomentuję w stylu FB ":)"
OdpowiedzUsuńI tak to zaskakujące, że ktokolwiek skomentował tutaj :P
Usuń