Już po obozie. Czas co nie co podsumować.
Wiele osób przed wyjazdem mówiło mi "Ja bym nie pojechał/a na taki obóz z harcerzami". Znaczy taki pół-wędrowny. Ja pojechałam i nie żałuję. Uważam, że osiągnęliśmy przynajmniej część założonych celów - harcerze są bardziej samodzielni, pomagają sobie nawzajem i osobom z zewnątrz i zaczynają być rzeczywiście drużyną, a nie zbitkiem osób w tych samych barwach. Przeprowadziliśmy małą rewolucję jeśli chodzi o zastępy (postanowiliśmy, że zastępowymi zastępów harcerskich będą harcerze starsi). Przypuszczam, że zmiany nie byłyby tak widoczne przy stacjonarnej formie obozu.
A teraz małe podsumowanie w liczbach:
10 - tylu uczestników było na obozie:
2 harcerzy starszych
4 będzie harcerzami starszymi od września
4 zostaje w pionie harcerskim
2 - tyle mieliśmy kadry
13 dni trwał nasz obóz, podczas którego:
5 dni spędziliśmy na bazie w Wenecji
8 dni spędziliśmy na
3 wyprawach (kajakach, rejsie, wycieczce-wędrówce na Wilczy Szaniec)
46 kilometrów to odległość, jaką pokonaliśmy piechotą
26 kilometrów - tyle zrobiliśmy na żaglach/silniku (na kanale)
2 razy kładliśmy i stawialiśmy maszty
480 złotych wydaliśmy na jedzenie poza Wenecją
521 złotych wydaliśmy na bilety PKP
575 kilometrów przejechaliśmy
10 różnymi pociągami
7 razy rozkładaliśmy i składaliśmy nasze małe namioty
3 noce spaliśmy w innym miejscu niż namiot (w świetlicy na bazie, po wielkiej burzy, w Wińcu w hangarze, też po burzy i w Kętrzynie w salce katechetycznej, dla odmiany nie po burzy)
Co mogę jeszcze powiedzieć?
Podczas obozu mieliśmy okazję zauważyć, jak bardzo podejście kadry wpływa na harcerzy. Drugiego dnia obozu przyszła wielka burza. Pół bazy stało w porcie i patrzyło jak idzie na nas ściana deszczu. Z burzą przyszedł też wiatr. Łódki w porcie powyrywały boje, na których stały, więc rozpoczęto szybką akcję wyciągania całego możliwego sprzętu na brzeg. Żeby było jeszcze trochę "śmieszniej", w podobozie Tczewa zaczęły latać namioty. Co mogliśmy zrobić? Mogliśmy pójść z harcerzami do świetlicy albo na stołówkę i stwierdzić, że to nie nasza sprawa, że mamy swój program i już. A co zrobiliśmy? Rzuciliśmy się do pomocy. Ani mi, ani Adamowi nie przyszło do głowy wtedy nic innego niż to, żeby pomóc wyciągnąć łódki, potem stawiać namioty Tczewa. Nasi harcerze pomagali razem z nami, choć właściwie nikt im nie kazał. Po prostu zobaczyli, że trzeba coś zrobić i to zrobili. Potem jak już trochę się uspokoiło sami chodzili i pytali, czy w czymś jeszcze pomóc. Nikt nie przejmował się tym, że jest całkowicie mokry. Kiedy rozmawialiśmy z Adamem na jednym z naszych spontanicznych podsumowań o tej sytuacji na początku byliśmy zaskoczeni reakcją harcerzy, ale potem dotarło do nas, że w dużej mierze to nasza zasługa. Więc pamiętajcie funkcyjni - to co robicie i w jaki sposób ma ogromny wpływ na waszych harcerzy.
A co do tytułu posta... Jakoś tak się złożyło, że hipsterski tekst towarzyszył nam w różnych wydaniach przez cały obóz - i wtedy, kiedy przyszedł konduktor, który powinien mieć koszulkę z napisem "jestę ...ę" i zawsze wtedy, kiedy szliśmy do toika, koło którego stał kontener z napisem "Jestę kontenerę". Nie wspomnę już o "Jestę Komarę - siorb siorb" ;)
Na zdjęciach - u góry DZ na motyla, trochę niżej - takie tam, z numerem drużyny, na Wilczym Szańcu. Jeszcze niżej - bagienko w drodze powrotu z Wilczego. Nasyp kolejowy, którym szliśmy, najwyraźniej musiał być sztuczny, bo po obu jego stronach było takie piękne bagno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz