Wyjeżdżam sobie jutro na Ukrainę. Właściwie nie istnieję przez kilka dni. Po prostu mnie nie ma. Trochę sobie odpocznę.
Z jednej strony cieszę się, że jadę. Tydzień spędzony ze wspaniałymi ludźmi to jednak coś, co nie zdarza się często. Szczególnie "prywatnie", czyli "nieharcersko". Z drugiej strony troszkę mi tam nie po drodze, bo zaraz po długim weekendzie zaczyna się miliard kolokwiów. Sesja to pikuś przy tym co dzieje się przed nią. Mimo tego żyć jakoś trzeba i nauczyć się też, bo przecież kto jak nie ja?
Ostatnio znów zaczęła powstawać lista rzeczy do zrobienia, ale jest jakaś taka przerażająco długa, a ja czasem nawet nie do końca mam kiedy włączyć komputer. Rano z domu wychodzę, wieczorem wracam. Dobrze, że jeszcze nie mam tak, że wychodzę jednego dnia, a wracam następnego, ale obawiam się, że do tego też już nie daleko.
No cóż. Nie ma co narzekać. Doba ma 24 godziny i zawsze będzie miała, jedyne co można zrobić, to jakoś sensownie ją rozplanować, więc ja, z powodu napiętego jutrzejszego harmonogramu, powinnam już spać. To idę. Dobranoc wszystkim czytającym wieczorem i dzień dobry tym, co będą czytać rano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz